piątek, 30 stycznia 2015

DZIEŃ 61 - CYGAN POD HOTELEM

Rano ciężko było mi się zebrać z wyrka, ale w końcu się zmobilizowałem, bo musiałem odwiedzić ambasadę Wietnamu i złożyć podanie o wizę. Po drodze kupiłem dwa naleśniki z serem i warzywami za 3zl, kocham jedzenie z ulicznych straganów. Ambasada mieści się w budynku międzynarodowego hotelu, a ja pod nim, między gośćmi w garniturach, jak cygan kończyłem śniadanie z foliowego woreczka. Wniosek złożyłem w 15 minut i miałem wrócić z kasą w poniedziałek, nie widziałem się jednak siedzącego prawie tydzień w wielkim mieście. Pogoda była dobra, w hostelu mieliśmy bar na dachu i hamaki, więc popołudnie spędziłem uzupełniając bloga. W międzyczasie napisał do mnie Anton, że jednak się nie pojawią. Krew mnie chwilowo zalała bo odpuściłem sobie okazje pojechania do Xishuangbanny spiesząc im na spotkanie, a on mi pisze dzień po tym jak mieli tu być, że jednak za daleko i że spotkamy się w Wietnamie. Może się spotkamy, może nie, drugi raz swoich planów nie zmienię. Postanowiłem na następny dzień ruszyć w góry i wrócić do Kunming po weekendzie po wizę. Wieczorem wyszedłem jeszcze tylko w okolice dworca rozprostować nogi i rozciągnąć żołądek :)

1 komentarz: