poniedziałek, 26 stycznia 2015

DZIEN 57,58 JAK POZNALEM PILKARZA MANCHESTERU UNITED

Tego dnia czulem sie nie najgorzej, a grypy raczej nie musialem sie bac. Wlasnie zbieralem sie, zeby ruszyc na sniadanie, ale zostalem na nie zaproszony. Chociaz malo kto w hostelu mowil po angielsku to i tak kazdy byl bardzo wporzadku i dokladal staran, zebysmy mogli pogadac chociaz na migi i zjesc lub wypic herbate razem. Po sniadaniu wyszedlem na zwiedanie i w pierwszej kolejnosci pojechalem obejrzec mala pagode, ktora znajdowala sie w parku. Co dziwne, mozna bylo za okazaniem paszportu lub dowodu otrzymac bilet za darmo! Nie mam pojecia co takiego stalo sie w Xi'an ale bylo to calkiem niechinskie. Sam park, jak i pagoda to miejsce dobre na relaksujacy spacer, a po nim (tez za darmo) obejrzalem wystawe w muzeum, ktore znajduje sie na terenie parku. Po wyjsciu z muzeum miasta pojechalem do muzeum prowincji, ale tam bilety byly drogie, a kolejki jak po mieso za komuny, ktorych nie pamietam, wiec od razu poszedlem do nastepnego punktu wycieczki- duzej pagody. O ile mala byla w ciekawym miejscu i nie bylo wokol niej wielu turystow, to duza i jej okolice bardziej przypominala Disneyland niz miejsce kultu w religii buddyjskiej. Otoczona wielkim murem (oczywiscie po to, zeby nikt nie zobaczyl jej bez kupienia biletu) i marketami, fast foodami i wszelkiej masci znienawidzonymi do bolu sklepami z pamiatkami. Nie zatrzymalem sie kolo tego miejsca nawet na chwile i spacerowalem dalej w kierunku parku, ktory znalazlem na mapie. Chcialem poprostu usiasc i odpoczac, ale na miejscu okazalo sie, ze wejscie do parku tez jest obiletowane. Normalnie odechcialo mi sie zwiedzania Chin, jak mozna biletowac wstep do parku? Czy Chinczycy chodza tam od swieta, czy za kazdym razem kupuja bilet? Czy park to atrakcja turystyczna? Zrezygnowany zaczalem kierowac sie w strone hostelu, ale przed soba mialem kawal drogi. Sluchawki na uszach i dobra muzyka zawsze pomagaja w takiej sytuacji. Zatrzymalem sie nie w parku, ale na malym skwerku otoczonym drzewami, zdjalem buty i chwile odpoczalem gapiac sie na fontanne i przechodzacych ludzi. Pozniej zjadlem jeszcze pikantna zupe z kurczakiem i dreptalem dalej. Kiedy dotarlem, w koncu do hostelu bylem wykonczony, padlem na sofe, a jedna z dziewczyn poczestowala mnie jogurtem. Popralem brudne rzeczy, popisalem ze znajomymi, troche pogadalem na skype. Dzien dobiegal konca, a ja mialem sie klasc kiedy znalazlem kompana mowiacego po angielsku. Dostalem zaproszenie do stolu, gdzie dwoch kolezkow rozpijalo butelke chinskiego wina. Kolega, ktory zaprosil mnie do stolu byl handlowcem, jezdzil po calych Chinach i handlowal, czym sie dalo, glownie ciuchami. Pogadalismy o robocie, interesach i zwyklym zyciu konczac Bajdziu i wcinajac orzeszki. Nie dosc, ze placilem za sofe 2,5zl to jeszcze mialem tu juz sniadanie, jogurt i biesiade na wieczor, serio nie wiem kto pisal glupoty na temat Enoki Youth Hostel w Xi'an, ale jest to swietne miejsce. Pomyslalem, ze nastepnego dnia ja przyjde z chinskim winem, zeby za to przyjecie podziekowac. W miedzyczasie w pokoju zebralo sie wiecej osob (praktycznie sami Chinczycy) i wypytywali o moja podroz, moj kolega na biezaco wszystko tlumaczyl i atmosfera zrobila sie naprawde ciekawa. Skonczylismy gadac pozno i padlem jak kawka.
    Rano po przebudzeniu siegnalem po telefon, zeby sprawdzic godzine. Odkladajac telefon znalazlem niespodzianke. Ktos kto siedzial z nami wczoraj przy stole zostawil mi bardzo mily list. Nie wiem czy powinienem sie tym chwalic, ale poslodzone bylo bardzo mocno, na temat tego jak swietny uzytek robie ze swojego zycia i jaka inspiracja moga byc proste rzeczy, ktore akurat robie. Nie powiem, ego sie strasznie tym listem zajaralo i mialem dobry humor na reszte dnia zapewniony. Nie dowiedzialem sie jednak kto ten list zostawil. Zaczalem sie zbierac do wyjscia i zdecydowalem pojechac na koniec miasta zobaczyc monument na poczatku Jedwabnego Szlaku, ktorym do Azji podrozowal Marco Polo. Jak zwykle zapytalem o pomoc z autobusami wlasciciela hostelu, ktory chetnie szukal dla mnie polaczen i cierpliwie je tlumaczyl. Tym razem jednak uparl sie, zebym nie jechal tam gdzie chcialem:
-Ale tam nic nie ma!
-Spoko, chce sie tam przejechac
-Ale tam jest tylko ten monument i nic poza tym
-Ale ja wlasnie ten monument jade obejrzec
-Ale...
-Sprawdzisz mi ten autobus?
Ciezko bylo mu zrozumiec, ale w koncu sprawdzil mi polaczenia i pojechalem ogladac miejsce, w ktorym nie ma nic do ogladania :) Na miejscu obejrzalem sobie okolo 30 metrowy monument i zastanawialem sie, czy to faktycznie w to miejsce przybyl kiedys Marco Polo ze swym ojcem i wujem? W ostatnich dniach sporo na ten temat czytalem i cieszylem sie, ze tu przyjechalem. Wracajac przez park minalem dwoch starszych gosci. Jeden smagal powietrze batem zakonczony metalowym "czyms" wydajac glosny dzwiek, a drugi, dziadek mozna powiedziec, gimnastykowal sie podnoszac noge na wysokosc glowy. Chociazby dla tych obrazkow warto bylo sie ruszyc z hostelu. Dalej kilku Chinczykow uprawialo hazard przy malym stoliku rzucajac karty i pieniadze z sila, jakby chcieli zlamac owy stolik, tez typowy obrazek, ktory czesto w Chinach widywalem. W drodze powrotnej kupilem jeszcze Bajdziu i bylem gotowy podziekowac ludziom w hostelu za mile przyjecie. Kiedy wszedlem w salonie bylo kilka osob, m.in. wlasciciel, dwoch kolezkow ktorym pomoglem skonczyc wczorajsze Bajdziu, 3 dziewczyny, ktore w Xi'an pracowaly i mieszkaly w hostelu na stale i dwie nowe osoby. Kiedy wyciagnalem butelke na twarzach pojawily sie usmiechy i zostalem zaproszony do stolu, na ktorym juz lezala kaczka po pekinsku i warzywa. W koncu sprobuje slynnej pekinskiej kaczki :) rozpoczelismy biesiade, a ja zaczalem gadac z jednym z nowych, ktory mowil z wyraznym brytyjskim akcentem. Okazalo sie, ze przez jakis czas mieszkal na wyspach, ale totalna bombe odpalil kiedy powiedzial, ze gral w tym czasie dla Manchesteru United! Dla nie wtajemniczonych musze zaznaczyc, ze kibicuje tej druzynie od prawie 15 lat i nie zdarza sie czesto zebym nie obejrzal meczu, a tu gosc mi mowi, ze gral dla nich i to jeszcze tonem jakby mowil: lubie ziemniaki! Nie chcialem wierzyc, ale po chwili ogladalem zdjecia Wanga z druzyna mlodziezowa i z zawodnikami, ktorych ja moge ogladac w telewizji. Pobieglem do plecaka i wyciagnalem koszulke meczowa, zeby sie pochwalic, na co Wang zaproponowal, ze jezeli chce to moze wyslac ja do Willa Kaen'a, a ten poprosi kilka osob z druzyny o podpisy i wysle ja spowrotem. Szczeka upadla mi na ziemie i musialem ja pozniej dluzszy czas zbierac, ale nie moglem uwierzyc. Oddalem mu ja nawet sie nie zastanawiajac i jezeli wszystko sie ulozy to w ciagu miesiaca, czy dwoch powinna do mnie wrocic podpisana :) Przy okazji dowiedzialem sie, ze Wang nie jest gosciem hostelu, a przyszedl porozmawiac z wlascicielem na temat wykupienia tego miejsca. Kiedy dowiedzial sie, ze podrozuje od 3 miesiecy i odwiedzilem sporo miejsc jak to zasypal mnie pytaniami na temat tego co sadze, co mozna zmienic, a co trzeba i czy generalnie warto? Nagle stalem sie znawca tematu, ale nie udajac madrzejszego niz jestem staralem sie podzielic wiedza jaka posiadalem. Pogadalismy jeszcze troche, wymienilismy kontakt i Wang zmyl sie do domu, pochodzi z Xi'an i w tym miescie mieszka. My z reszta ludzi dokonczylismy Bajdziu, a drugi z nowych, ktory po angielsku znal moze 10 slow przy uzyciu tlumacza zapytal czy moglby sie ze mna zabrac do Chengdu skoro jade przez to miasto do Kunming z rana. Chociaz przeczuwalem, ze to kiepski pomysl zgodzilem sie. Kladac sie spac powiedzialem mu tylko, zeby nastawil sobie budzik na 6 i o 7 najpozniej wychodzimy. Jutro kolejny etap!

1 komentarz:

  1. Są chwile w życiu, które w pamięci zostają i choć czas mija, one nadal trwają.
    Są też osoby, które raz poznane,bywają w życiu niezapomniane.

    OdpowiedzUsuń