niedziela, 25 stycznia 2015

DZIEN 49 WYPRAWA NA MUR

Z rana ciężko było wstać i rozmyślałem czy nie pospać dłużej i w dzień pójść na jakiś inny mur :) ostatecznie zwlokłem się i zszedłem do baru, gdzie czekając na dziewczyny wypiłem kawę z Karrenem, Irlandczykiem pracującym jako nauczyciel angielskiego w Chinach. On z kolei czekał na Annie, swoją siostrę, razem opuszczali tego dnia Pekin. Kiedy w barze byliśmy już w komplecie pożegnaliśmy się z irlandczykami i ruszyliśmy na metro. Żeby dojechać na Wielki Mur musieliśmy po metrze wsiąść w autobus, a po godzinie jazdy jeszcze dogadać się z kierowcą prywatnego auta, bo do muru ciągle mieliśmy kawał drogi. Przebiegli Chińczycy wszystkie atrakcje, nie dość, że biletują, to jeszcze mają za miastem, które reklamują jako te, w którym atrakcja się znajduje, więc poza biletem trzeba jeszcze wydać na dojazd. Na miejscu próbowaliśmy negocjować cenę za 4 bilety, ale bez skutecznie, próba przejścia bez biletu także zakończyła się niepowodzeniem i zostaliśmy zawróceni. Michelle zrobiła w pewnym momencie oczy jak kot ze Shreka, a nawet próbowała się rozpłakać, wszystko na nic. Lubię jej grę mimo wszystko, mogłaby zostać aktorką, a póki co tylko przypomina mi, że nastolatka nawet z dowodem to szalony rodzaj człowieka. W końcu kupiliśmy bilety i ruszyliśmy na szlak, od samego początku byliśmy zachwyceni widokiem. Mur to budowla wielka, z czego każdy zdawał sobie sprawę, ale dopiero na miejscu uświadomiliśmy sobie jego ogrom. Wybraliśmy też do przejścia bardzo ciekawy etap z niesamowitym, górskim krajobrazem dookoła. Całości muru przejść nie da rady, bo w wielu miejscach się już rozsypuje i do zwiedzania odrestaurowane są tylko jego fragmenty. Po długim spacerze wzdłuż muru, baliśmy się, że na rozwidleniu poszliśmy w złą stronę bo zbliżała się godzina spotkania z naszym kierowcą, a my wciąż nie widzieliśmy zejścia na parking. Zapytaliśmy napotkaną grupę i dowiedzieliśmy się, że oni umówieni są na parkingu po przeciwnej stronie, więc chyba faktycznie się pomyliliśmy. Mieliśmy do rozwidlenia kawał drogi i w perspektywie spóźnienie na spotkanie z kierowcą. Postanowiliśmy pokonać jeszcze ostatnie podejście i wtedy zdecydować. Na miejscu doszliśmy do wniosku, że chyba jednak idziemy dobrze i kontynuowaliśmy spacer. Dobrze bo jak się okazało to napotkana grupa się pomyliła i gdybyśmy ich posłuchali dwie grupy pobłądziłyby, a tak mogliśmy się z nich pośmiać ;) doszliśmy do miejsca, gdzie strażnicy kazali zejść z muru i potwierdzili, że idziemy w dobrym kierunku. W drodze powrotnej spaliśmy więc zleciała calkiem szybko, a w mieście dziewczyny poprosiły mnie, żebym pokazał im targ żywności. Poszliśmy, ale ja tego dnia nic dziwnego nie próbowałem (chyba, że liczyć rekina) i zajadałem się tylko naleśnikami. Spędziliśmy na targu dobrą godzinę po czym ruszyliśmy w stronę hostelu. Zdecydowaliśmy się iść pieszo, ale pod koniec dziewczyny zdecydowały się podjechać jeden przystanek autobusem. Usiadły sobie na krawężniku, a ja poszedłem kupić wodę. Przechodząc obok sklepów zagadał do mnie gość w samochodzie:
-daleko jedziecie?
-jeden przystanek, do hostelu.
-chodźcie ze mną, podwiozę was.
-dzięki, mamy tylko 4 juany na autobus.
-ok wystarczy!
Zawołałem więc dziewczyny i podjechaliśmy jedną czy dwie przecznice. Zamiast jednak pod hostel, gościu skręcił w małą i ciemną uliczkę, tłumacząc że musimy tylko przejść między garażami. Była to prawda, ale szybko wyczułem intencje nowego "przyjaciela" i udając, że szukam portfela rozpiąłem kieszonkę z gazem. Kiedy wręczyłem pieniądze za podrzucenie rozpoczął się cyrk, gość zaczął drzeć japę, że to za mało, a kiedy powiedziałem, że na tyle się zgodził usłyszałem tylko "no English". Próbowałem uświadomić go, że całkiem dobrze mówił po angielsku kiedy negocjował cenę, ale nie chciał uwierzyć. Odwrócił się do dziewczyn i próbował je zastraszyć żeby wyciągnąć pieniądze od nich. Pierwsza część mu się udała, dziewczyny siedziały spanikowane i nie mogły się wręcz ruszyć. Kiedy idiota zaczął machać rękoma przed twarzami dziewczyn, złapałem go za ręce i kazałem dziewczynom wysiąść. Kiedy to zrobiły sam chciałem dołączyć do nich na zewnątrz, ale musiałem się szarpać z gościem, który chwycił mnie za ramię i nie chciał puścić. Kiedy w końcu byłem na zewnątrz wyskoczył za mną, otworzył drzwi auta z tyłu, a ja oczami wyobraźni widziałem jak sięga po bejsbola albo nóż. Sięgał co prawda po 4 juany z podłogi, żeby rzucić nam je w twarz jeszcze raz, ale to wystarczyło, żeby sparaliżować dziewczyny, w pewnym momencie jedna z nich zaczęła sięgać do torebki, więc stanąłem między nimi, a kierowcą-kretynem i kazałem biec w stronę hostelu. Posłuchały i pozostał za nimi tylko kurz, a ja byłem gotowy, żeby obić chama. Niestety znikąd pojawiła się stara Chinka z psem i nie mogłem wymierzyć sprawiedliwości. Gdyby zadzwoniła po policje jako turysta byłbym na straconej pozycji, a przynajmniej miałbym spore kłopoty z opuszczeniem rano Pekinu. Gość jednak nie ustępował więc wyciągnąłem gaz i powiedziałem, że ma trzy sekundy na grzeczny powrót do auta. Nie posłuchał więc kolejne 40minut spędził płacząc na ziemi. Ja dogoniłem dziewczyny i razem wróciliśmy do hostelu. Tam zebraliśmy pieniądze i Georgie, Ema i Pierre poszli kupić bilety na poranny pociąg. Dzień pełen wrażeń dobiegł końca, o 7 rano jedziemy do Datong.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz