piątek, 23 stycznia 2015

DZIEN 46 POCZĄTKI W STOLICY

Z rana dotarliśmy do stolicy, centrum wyglądało imponująco, a chociaż tu też była zima to jednak nie tak straszna jak w Urumqi. Wyglądało to lepiej niż na zachodzie Chin, ale dalej ciężko było znaleźć kogoś mówiącego po angielsku. Przeszedłem kładką nad ruchliwą ulicą przed budynkiem dworca i przechodziłem koło sklepów, kiedy zobaczyłem parę, o typowo niechińskich rysach twarzy, więc od razu zagadałem. Anton i Olga okazali się rosyjskim małżeństwem podróżującym w podobny jak ja sposób, czyli głównie autostopem, czasem korzystając z pociągów. Zdecydowali się dołączyć do mojego taniego hostelu. Chodząc po Pekinie, łącząc ich łamany angielski, z moim jeszcze bardziej łamanym rosyjskim lepiej się poznawaliśmy. Okazało się, że ruszyli z Rosji dwa dni wcześniej, niż ja z Polski, a do Pekinu przyjechali tym samym pociągiem, z Urumqi, siedząc dwa wagony dalej! Hostel, który ja zarezerwowałem już wcześniej (Leo Hostel) robił bardzo dobre wrażenie, od samego początku, personel jest tam bardzo przyjazny i mają ciekawą restaurację i bar na dole, chociaż na kieszeń nisko budżetowców zdecydowanie za wysokie ceny. Najtańszym pokojem była sypialnia 12-osobowa, a jako, że wykryliśmy usterkę ogrzewania to nie zmieniając ceny umieszczono nas w sypialni 6-osobowej. Ogarnęliśmy się i poszliśmy szukać jedzenia, dziewczyna z recepcji zapisała nam nazwę taniej knajpy i dobrego makaronu, więc miało być łatwo. Po pół godziny błądzenia w małych uliczkach, będąc odsyłanym raz w jedną, raz w drugą stronę zrezygnowaliśmy. Chcieliśmy zaspokoić coraz większy głód gdziekolwiek, ale to też nie było takie proste. Kobieta, która przywitała nas w jednej z jadłodajni nie mogła domyślić się czego nam trzeba. Kiedy po dobrych 5 minutach machania rękami zrozumiała, że chcemy makaron, przyszła cięższa próba, czyli jak wytłumaczyć, że chcemy mięso. Zacząłem gdakać, ale kury po chińsku gdakają, bądź też gdaczą inaczej niż po polsku, bo kobieta nie wiedziała co mam na myśli. Kiedy dodałem ruchy skrzydełkami, moi rosyjscy znajomi leżeli na podłodze ze śmiechu, ale kobieta zrozumiała! Poszła do kuchni i po chwili wróciła uśmiechnięta, ściskając w ręku pomidora :/ co poszło nie tak? Poddałem się i wyszliśmy szukać gdzie indziej. Zjedliśmy, w końcu w miejscu z angielskim menu i z rozsądnymi cenami makaron z wołowiną. Przeżyłem nawet fakt, że trzy maleńkie skrawki wołowiny były tam jedynie ozdobą, bo zupy i makaronu było od groma i zaspokoiłem głód :) Później łaziliśmy jeszcze w okolicach zakazanego miasta i wróciliśmy do hostelu. Tam przy piwku poznaliśmy kolejnych ludzi, zaczęło robić się międzynarodowo i wesoło. Dowiedzieliśmy się, że personel organizuje imprezę gwiazdkową i można dołączyć za 15zl, co większość z nas miała w planach zrobić. Pierwszy dzień w Pekinie okazał się znacznie lepszy, niż ten w Urumqi i już nie chciałem z Chin uciekać. Po biesiadzie położyłem się spać, jutro urodziny Jezusa, trzeba się zregenerować :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz