sobota, 24 stycznia 2015

DZIEN 47 ŚWIĘTA W PEKINIE

Biesiada dnia poprzedniego nie należała do najmocniejszych, ale wstać rano i tak było ciężko. Moi rosyjscy przyjaciele zdecydowali skorzystać z zaproszenia na couchsurfingu i opuścić Leo hostel, mi było tam dobrze, a że rezerwowałem wcześniej nie kosztowało mnie to wiele. Wymusiłem tylko na nich obietnicę, że przyjdą na wieczorną imprezę. Kiedy wyszli zapoznałem Ema, zabawnego Włocha, którego akcent i ekspresja nie raz doprowadzały mnie do łez i Pierre'a, Francuza, który rzucił pracę w banku, by przez jakiś czas podróżować. Obaj poznali się w pociągu z Mongolii, przez którą podróżowali do Chin. Dzień zleciał na gadaniu, jedzeniu i przygotowaniach do wieczornej imprezy. Popołudniu gadałem na Skype z wszystkimi, których mogłem tam dorwać i znowu udzielił mi się nostalgiczny nastrój, myślałem, że czeka nas krótka kolacja, w małym gronie, piwko i do spania. Wieczorem jednak zaczęło zbierać się coraz więcej osób, a ostatecznie do stołu zasiadło blisko 30 ludzi z różnych części świata! Na początek przemowa powitalna w wykonaniu personelu, w języku chińskim i angielskim i rozdawanie czapek świętego Mikołaja. Kilka osób próbowało stawiać opór, ale kiedy padło hasło: darmowe piwo dla każdego w czapce opory znikły. W tym czasie dołączyli do nas Anton i Olga rzucając po sali zakupione wcześniej cukierki. Na stole pojawiło się jedzenie, różne chińskie potrawy, bardzo smaczne, chociaż tego dnia bardzo chciałem zjeść bigos i śledzia w śmietanie :) Mimo wszystko organizacja była dobra, jedzenie wszystkim smakowało i przy wybornych humorach stół został wysprzątany. Po kolacji przyszła kolej na różne chińskie gry, które miały być niewypałem bo nie za dobrze były tłumaczone ich zasady, ale koniec końców było sporo śmiechu. W międzyczasie uciekłem na górę i wygrałem z Antonem dwa piwa w bilarda. Kiedy zeszliśmy na dół blok gier dobiegał końca, a coraz większa ilość alkoholu opuszczającego bar przełożyła się na śpiewy i tańce. Pijąc piwo z Antonem poznaliśmy parę z Shanghaju, która chociaż do zabawy nie dołączyła, to była nią wręcz zafascynowana. Wychodząc i żegnając się z nami, powiedzieli że w barze mamy opłacone 20 piw. Mogliśmy z Antonem ululać się tym i leżeć w żłobie udając szopkę, ale szybko postanowiliśmy podzielić się prezentem. Anton wrzucił skrzynkę na stół, a ja otwierałem piwka i podawałem kolejnym osobom. Aplauz jaki dostaliśmy przy tej akcji był niewiarygodny, poczułem się jakbym wyszedł na murawę wielkiego klubu, w dniu debiutu i strzelił gola. To była dobra noc, po tej kolejce śpiewy i tańce przybrały na sile i trwały do 5 rano dla najbardziej wytrwałych. Myślałem, że to będą smutne święta, ale większość ludzi tam była w takiej samej sytuacji. Ema, Pierre, Anton i Olga w podobnie długich podróżach co ja. Shannon, Georgi i Michelle z Australii, które przyjechały na 5 tygodniowy objazd po Chinach, w przerwie przed studiami. Annie z Irlandii, która przyjechała odwiedzić brata, nauczyciela języka angielskiego w Chinach i April, Amerykanka wykonująca tam, ten sam zawód. To tylko część, z którą utrzymujemy kontakt, ale inni tego dnia byli tak samo ważni i wszyscy razem zrobiliśmy kawał dobrej roboty, żeby nie była to smutna noc, z dala od rodziny i przyjaciół. Gwiazdka udała się wybornie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz