poniedziałek, 9 lutego 2015

DZIEŃ 77,78 - W KOŃCU LÓŻKO

Wstaliśmy wcześnie, było już jasno, a kilka małych łodzi rybackich przybijało do brzegu. Pojechaliśmy do miasta, zjedliśmy śniadanie i czekaliśmy na łódkę dziewczyn, bo dzisiaj już musiały jechać do Sapy. Przy śniadaniu dostałem jednak wiadomość od Toma i Dariana, którzy podsunęli mi pomysł o Cat Ba, a teraz mieli tu przyjechać po mojej rekomendacji, nie będę więc sam. Napisał też Ema, właśnie dopinał kupno motoru i na wyspę miał zawitać następnego dnia. Ja do tej pory znalazłem dla nas najtańszą wycieczkę do zatoki Ha Long i miałem dziś przenieść się do hotelu. O 13 pożegnałem dziewczyny, a sam pojechałem się zameldować i przeprać w końcu ciuchy. Koło 17 pojawiła się trójka kumpli. Do wspomnianej dwójki dołączył Paul, którego poznali na Filipinach, a który teraz był na urlopie w Wietnamie. Poszliśmy na zupę z wieprzowiną, a później chłopaki wypożyczyli skutery i zrobiliśmy małą rundę po mieście. Ja wróciłem tego dnia wcześniej, bo potrzebowałem zająć się swoimi ciuchami i odpocząć. Po trzech dniach na plaży w końcu mogłem się walnąć na wielkim łóżku :)
Następnego dnia pojechaliśmy do Parku Narodowego i zrobiliśmy krótszą trasę, na szczyt góry, skąd rozciągał się widok na górzysty teren pokryty gęstą roślinnością. Na najbardziej wysuniętych skałach stała grupa młodych Niemców i robiła akurat słit focie nr 857, a kolejka, żeby tam wejść rosła. Nie żebyśmy sami nie robili zdjęć, ale nikt z tej grupy, nawet na chwilę, nie odłożył aparatu, żeby zwyczajnie popatrzeć na piękny widok dookoła. Po 15 minutach zmieniania pozycji i uśmiechów do kolejnych fotek po prostu poszli sobie. Widząc zniecierpliwienie chłopaków powiedziałem: Dzięki Bogu, koniec niemieckiej okupacji :) Darian i Tom się oczywiście nie obrazili, to równe chłopy i tylko się zaśmiali. Weszliśmy na punkt widokowy, później trochę niżej na skały, bo chcieliśmy sobie posiedzieć, ale zostawić miejsce do fotek następnym ludziom.
W drodze powrotnej zajechaliśmy na obiad i zwiedziliśmy przy okazji szpital w jaskini. W czasie wojny wietnamskiej przywożono tu rannych. W sporej jaskini widzieliśmy, dziś już puste, sale operacyjne, basen, spiżarnie, oraz dziesiątki sal dla chorych. Na trzech piętrach mieścił się duży kompleks szpitalny.
Po zwiedzaniu przyszedł czas na relaks, pojechaliśmy pływać morzu i na plaży czekaliśmy na wieści od Emy. Po plaży zajechaliśmy na piwko i siedząc nad zatoką dostałem wiadomość, że szalony Włoch jest już w hotelu. Pojechałem się przywitać z mordeczką, którą poznałem w Pekinie na gwiazdkę. Nie widziałem go od czasu zwiedzania Datong, a teraz dołączył do mnie, żeby razem przejechać Wietnam na motorach.
Poszliśmy jeszcze zrobić zakupy na wycieczkę następnego dnia, a po kolacji siedzieliśmy wszyscy na hotelowym tarasie, z którego mieliśmy świetny widok na zatokę pełną statków i kutrów rybackich. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i poszliśmy spać gotowi na następną przygodę, jutro Ha Long Bay!

1 komentarz:

  1. Życzę cudownych wspomnień i wielu napotkanych życzliwych ludzi.

    OdpowiedzUsuń