piątek, 6 lutego 2015

DZIEŃ 72,73 - JAK RYBA W...

Wstałem, poszedłem na darmowe śniadanie w barze na dachu i zacząłem nawiązywać nowe znajomości. Pytałem każdego o możliwość i cenę kupna motoru i tak trafiłem na trzy dziewczyny siedzącego przy stoliku obok. Powiedziały mi one, że dwóch gości, jak się okazało z mojego pokoju chce sprzedać motor. Nie widziałem się z nimi jeszcze, ale postanowiłem poczekać aż wstaną i pogadać. Zszedłem do recepcji poszukać też informacji w Internecie, a kiedy jeden z gości wstał zaczęliśmy rozmawiać. Chcieli 240 dolarów, co było średnią ceną w Wietnamie, gdzie 95% motorów to stare Hondy Win, kosztujące 200-300dolarow. Drugim problemem było skąd wziąć kasę. Jestem w podróży już prawie trzy miesiące i chociaż przed wyruszeniem sprzedałem dorobek życia to pieniądze z niego nieuchronnie zbliżają się do zera. Mam jeszcze na jakiś miesiąc życia, ale na motor już nie :P Musiałem jakoś zorganizować pieniądze, ale wiedziałem, że na tym nie stracę, bo motor sprzedam po wszystkim na południu. Zanim jednak coś załatwiłem chłopaki sprzedali motor, musiałem kombinować dalej. Wróciłem na komputer i nawet juz sprawdzałem czy mogę wypożyczyć gdzieś skuter i oddać go w filii na południu, kiedy poznałem Jamiego. Okazało się, że ma do sprzedania Hondę Win, jutro wylatuje do Japonii i chce szybko ją sprzedać za 200 dolarów. Powiedziałem, że postaram się zorganizować pieniądze i żeby ją przyprowadził na oględziny. Ciągle nie miałem kasy, a on wrócił gotowy do zrobienia interesu. Musiałem grać na zwłokę i powiedziałem, żeby pokazał mi jak się jeździ. Dostałem 10-minutową lekcję, po której na prawdę czułem się jak ryba w... galarecie ;) trochę rwało, motor czasami przygasał, ale generalnie z każdą minutą nabierałem wprawy. Powiedziałem, że wezmę motor, ale musi mi dać kilka godzin na ogarnięcie pieniędzy. Poszliśmy zostawić nowy nabytek na parkingu strzeżonym i wróciliśmy do hostelu. W tym czasie odezwał się kumpel i młodszy brat, obaj mieszkają w Anglii więc jeśli przeleją kasę to Jamie będzie miał ją od razu na koncie. Dogadałem się ostatecznie z bratem, który powiedział nawet, że mogę mu oddać kasę trochę później i oficjalnie zostałem nowym właścicielem motoru! Pochwaliłem się zdjęciem na fb i... zauważyłem, że nie mam kluczyków! Pobiegłem na parking, przewaliłem swoje torby i nic. Byłem załamany, ciekawe jaka teraz będzie procedura i ile za swoją głupotę zapłacę. Zapłaciłem za motor ostatecznie 180 dolarów, ale czułem że wyjdzie mnie znacznie więcej. Poszedłem na szczęśliwą godzinę do baru i wypiłem 7 darmowych piw, żeby zapić ten smutek. Byłem rozczarowany swoim zachowaniem, wczoraj buty, a dziś kluczyki. Kładłem się spać, nie byłem pijany, ale czułem, że obudzę się z kacem...
Rano po śniadaniu odebrałem motor i zacząłem go prowadzić do jakiegoś mechanika rozeznać się w sytuacji. Na miejscu wytłumaczyłem co się stało, mechanik kiedy już przestał się ze mnie śmiać przyniósł z warsztatu pęk starych kluczy i po kolei próbował każdy z nich. Dopasował klucz do motoru i drugi do baku, po czym bez sprawdzania dokumentów sprzedał mi je za trzy dolary! Nie do wiary, mogłem wziąć jakikolwiek motor z ulicy i dobrać u niego klucz, a ja głupi zapłaciłem 180 dolarów :P Poprawił mi się humor i obiecałem sobie poprawę. Chciałem przetestować motor i zobaczyć słynną zatokę Ha Long. Dwóch Niemców, Darian i Tom, od których miałem kupić motor wcześniej powiedziało mi o wyspie Cat Ba, która ponoć wygląda tak samo, ale jest mniej znana więc tańsza i mniej tam turystów. Napisałem do Antona, że wpadnę na kawę i bajerkę. Powiedzieli mi, że Rosjanie mogą przyjechać do Wietnamu na dwa tygodnie bez wizy, co też zrobili ale później nie mogą jej przedłużyć na miejscu, więc następnego dnia razem z Romanem jadą do Laosu. Ja też nic nie załatwiłem w ambasadzie bo okazało się, że trzeba wcześniej umówić spotkanie telefonicznie, pewnie zrobię to na południu, albo w następnym kraju. Pożegnałem się z nimi, pożyczyliśmy sobie bezpiecznej podróży i ruszyłem w kierunku Cat Ba. Przede mną ok 160km, pierwsza motocyklowa trasa w życiu. Jechało się dosyć dobrze, choć miałem już przedsmak tego jakimi beznadziejnymi kierowcami są Wietnamczycy. 30km przed wyspą zerwała mi się linka od gazu i musiałem ją wymienić, koszt 3 dolary. Zaczęło już robić się ciemno, a tu jazda po ciemku to samobójstwo, więc poszukałem noclegu. Przejechałem kawałek i negocjowałem w kilku miejscach, aż znalazłem miejsce za 6 dolarów z obiadem. Po obiad właściciel pojechał na swoim skuterze, ale nic nie mówił po angielsku więc nie wiem co było na obiad. Było dużo i smacznie więc już nie dopytywałem, poszedłem spać.

1 komentarz:

  1. Marzenia - to mieszanka nadziei, szczęścia, wyobraźni, pragnień oraz prób ich spełnienia....:)...a gdyby tak marzenia mogły się spełniać? I to nie jedynie wybrane, ale wszystkie- te duże i te malutkie? I tego właśnie życzę Tobie.

    OdpowiedzUsuń