niedziela, 16 listopada 2014

DZIEN 6,7

      Rano przy sniadaniu poznalem pare z Hiszpanii, choc sami mowili raczej, ze z Kraju Baskow. Wymienilismy sie doswiadczeniami z podrozy, podpowiedzialem co moga, a co wrecz musza zobaczyc w Kopenhadze, w ktorej beda za kilka dni i postanowilismy zwiedzac tego dnia razem. Trafilismy na darmowy tour po miescie dzieki czemu w troche ponad 2 godziny poznalismy historie, kulture i zwyczaje w pigulce. Swoja droga nie spotkalem sie wczesniej z taka forma oprowadzania, ale firmy tego typu radza sobie podobno calkiem niezle, takze w kilku innych krajach, a przewodnicy robia to 2 razy dziennie tylko za napiwki (nie moze byc zle skoro robia to okolo 5 godzin dziennie). Poza wszystkim co zobaczylem w Bratyslawie dowiedzialem sie nawet wiecej o Kraju Baskow od moich nowych znajomych. Kiedy powiedzieli, ze jada dzis do Budapesztu, do ktorego i ja sie wybieralem nie moglem byc bardziej szczesliwy, po raz kolejny los mi sprzyja. Na miejscu rozstalismy sie na chwile jako ze oni mieli juz zarezerwowany hostel, a ja jak przystalo na sknere-podroznika znalazlem polowe tanszy ;) szybko sie rozpakowalem i ruszylem na miasto gdzie umowilismy sie w trojke na wspolny spacer po miescie.
      Robiac z dlugiej historii krotka- miasto od razu mi sie spodobalo i wiedzialem, ze po jednym wieczorze nie moge sie stad ruszyc. Budapeszt to miasto kontrastow, z jednej strony potezne, piekne, zdobione w najmniejszych detalach budynki przywolujace czasy swietnosci imperium austro-wegierskiego, a z drugiej prostota i funkcjonalnosc budynkow z czasow komuny, ktora i Wegrow nie ominela (cale szczescie z przewaga tych pierwszych). Komuna nie jest bynajmniej jedyna wspolna rzecza jaka Wegrzy dziela z Polakami. Ich kuchnia na pewno przypasowalaby wiekszosci milosnikow polskiej kuchni, a milosnicy historii dowiedzieliby sie, ze Husarzy to takze najwieksza duma wojsk wegierskich. Nie bez powodu powstalo powiedzenie: Polak, Wegier dwa bratanki i do szabli i do szklanki, jako ze wielu polskich generalow walczylo ramie w ramie z Wegrami. Tym razem spedzilem tam tylko chwile, ale poznalem sporo ciekawych ludzi i przez rozmowy z nimi dochodze do wniosku, ze nasza mentalnosc tez jest bardzo podobna. Budapeszt rozwalil mnie na lopatki, wyprzedzil Edynburg w mojej klasyfikacji ulubionych miast i sprawil takie wrazenie, ze na pewno jeszcze tu wroce. Jest to tez pierwsze duze miasto (ponad 1,5mln mieszkancow), o ktorym pomyslalem: moglbym tu zamieszkac, wcale nie przytlacza, ulice nie sa pelne ludzi jak w innych metropoliach. Smuci mnie tylko kolejny kontrast tego miasta: wyglada ono jak bogata stolica, piekne budowle za kazdym z zakretow, dzieki ktorym nawet bez przewodnika idac pierwsza lepsza ulica nie mozna nacieszyc oczu, a jednak bezrobocie w niektorych regionach kraju siega nawet 40%, a w mniejszych uliczkach i przy dworcach mozna spotkac wielu bezdomnych. Mam nadzieje i trzymam kciuki za to, ze miasto rozwiaze ten problem i poza pieknymi budowlami, pysznym jedzeniem i swietnymi ludzmi bedzie przyciagac tez wielkimi mozliwosciami :) jutro zbieram sie w kierunku Rumunii szlakiem hrabiego Draculi...

1 komentarz:

  1. Za długie nie czytałam! A tak serio to ciężko się czyta te białe literki na tym tle! Mam nadzieję, że masz dużo czosnku na spotkanie z Draculą albo, że jakiś dobry kebab z czosnkowym był po drodze i powalasz oddechem! Dawaj znać co fajnego jesz po drodze i w jakich hostelach się zatrzymujesz to będzie dobre jak będzie chciał ktoś kiedyś pojechać a po roku ty na bank nie będziesz nazw pamiętać! :)

    OdpowiedzUsuń