niedziela, 16 listopada 2014

DZIEN 4,5

       W poniedzialek budzik zaczal dzwonic chwile przed 7 rano, bylem troche zaspany, ale i szczesliwy, ze nie zdecydowalismy sie ostatecznie na busa o 6. Po szybkiej bulce na dworcu wsiedlismy w busa jadacego do Cieszyna, po niecalych dwoch godzinach bylismy na miejscu i pieszo pokonalismy granice z Czeska Republika. Chwila spaceru, zakupy w chinskim sklepie i z dobra ksiazka do poczytania w pozniejszych godzinach wsiedlismy do pociagu, Ostrawo- zaraz u Ciebie bedziemy :) Hostele w tym przygranicznym miasteczku nie naleza do najtanszych i do naszego, ktorego cena byla jeszcze znosna mielismy do przejscia kilka kilometrow- no nic wiedzialem, ze w podrozy bede duzo chodzil wiec obylo sie bez duzego placzu. Rzucilismy tylko graty i ruszylismy do miasta, pierwszy przystanek ZOO. Bylem juz w niejednym, ale to w Ostrawie ma w sobie cos ciekawego, wszystkie zwierzeta widac na prawde z bliska i nawet jezeli chowaja sie w swoich stolowkach, mozna obejrzec je wchodzac do poszczegolnych budynkow. Po ZOO pojechalismy jesc do centrum i generalnie nie bylo to najlepsze doswiadczenie. Jako, ze razem z kumplem lubimy dobrze i duzo, a nie koniecznie zdrowo zjesc wybralismy podczas wyjazdu po kolei: swierzo pieczone chipsy z piwkiem, chinszczyzne, a na koniec dnia po kebabie. W tym momencie obiecalem sobie, ze w nastepnych krajach bede jadl w miare mozliwosci tylko lokalne potrawy, czyli na nastepnego kebaba poczekam do Turcji. Juz tesknie, sorry kebabie :( nie chcac byc typowymi turystami postanowilismy zaczerpnac troche lokalnej kultury, poszlismy wiec do CoffeShopu zlapac jakiegos zajaca :) mily, przytulny lokal z dobra muzyka sprawil ze po kolejnym piwku i zajacu bylem prawie ugotowany do spania wiec zdecydowalismy sie wracac do hostelu i wypic trunek nabyty w Czeskim Cieszynie. W tym miejscu pierwsza nieprzyjemna sytuacja: zbierajac sie widzialem, ze 4 gosci przygladajacych sie nam od jakiegos czasu wstaje w tym samym momencie do wyjscia, ale grzecznie przepuszcza nas przodem. Po wyjsciu szturchnalem kumpla i pokazalem, zeby zamiast w prawo w tunel obszczymurow skrecil w lewo na deptak, gamonie skrecili za nami, im wolniej szlismy tym mniej spieszylo sie naszym nowym przyjaciolom. Odbilismy wiec do jednej z jadlodajni i przez szybe widzialem jak nie pocieszeni byli idac dalej samotnie :) Do hostelu wrocilismy bez przygod, a na miejscu padlismy bardzo szybko.
       We wtorek poszlajalismy sie jeszcze po rejonie Vitkovic, czyli wielkich, nieczynnych juz terenow przemyslowych, ktore dzis udostepnione sa dla zwiedzajacych. Ogrom maszyn jakie tam widzielismy zrobil na mnie spore wrazenie, a majowa pogoda jaka nam dopisala uczynila ten dzien jeszcze lepszym.
       Wieczorem odprowadzilem Macka na pociag powrotny do domu, a sam wyszedlem na wylotowke i zanim powaznie pomyslalem, ze to pierwszy autostop tej podrozy siedzialem z czeska rodzinka w aucie jadacym do Bratyslawy. Spore szczescie, nie dosc, ze nie czekalem prawie wcale to znalazl sie zloty strzal czyli podroz na raz :) Na miejscu zalatwilem sobie nocleg w hostelu w samym centrum i zasnalem bardzo szybko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz