środa, 26 listopada 2014

DZIEŃ 17 I 18

.Spać poszedłem dość późno, ale nie miałem poważnych planów na niedzielę więc w teorii mogłem się wyspać. W praktyce obudziłem się przed 8, słysząc kogoś krzątającego się po pokoju. To moja lokatorka, którą poprzedniej nocy musiałem obudzić używając dzwonka zamiast włącznika światła. Podniosłem głowę chcąc się przywitać i przeprosić i tak zaczęliśmy gadać przez następne 15 minut. Ja leżałem, a ona stała nad moją głową, ale tematy mieliśmy ciągle ciekawe więc nikt nie narzekał. W końcu oznajmiłem jej, że i tak już nie zasnę, więc dołączę do niej na śniadanie. Tam dopiero się poznaliśmy. Vanja to pani architekt, odpowiedzialna za projekt budynku Banku Centralnego, który znajduje się w Niemczech, a obecnie pracująca na 6 miesięcznym kontrakcie dla banku w Kosowie! Nocując w hostelach poznałem dużo ciekawych ludzi, ale lóżko piętrowe w dzielonym pokoju to nie jest pierwszy, ani nawet dziesiąty wybór dla kogoś o takiej pozycji. Wiele zbiegów okoliczności zechciało jednak, że tym razem oboje wybraliśmy ten hostel- dla mnie też bylo to dość niespotykane bo za te pieniądze w Belgradzie spędziłem 3 noce ;) Udało nam się jednak wypracować kompromis: ja nie zamawiałem kawioru w wytwornych restauracjach, a ona nie jeździła autostopem i nie spala pod namiotem. Kontrast jest przerysowany bo Vanja okazała się na prawdę równą babką i nastepne dwa dni razem zwiedzaliśmy, piliśmy tanie greckie wino i znaleźliśmy nie drogą restaurację zaraz obok hostelu gdzie spędziliśmy baaardzo dużo czasu. Pierwszego dnia nie zamówiliśmy żadnego mięsa i byl to najlepszy wegetariański posiłek jaki w życiu jadłem! Sałata zielona z warzywami i oliwą, grillowany ser i cukiniowe kulki w cieście, smażone chwilę na głębokim oleju. Na drugi dzień oprócz części wegetariańskiej (zamiast sera, humus) zamówiliśmy też wołowinę. Po świetnym wrażeniu dnia poprzedniego bałem się, że zepsują to wrażenie mięsem (tak, ja tak pomyślałem), ale nie potrzebnie- w życiu nie jadłem tak dobrze zrobionej wołowiny, miękkiej i soczystej. Kurde, aż zgłodniałem jak to piszę ;) Vanja nawet powiedziała: szkoda, że nie możesz takich miejsc zabrać po wakacjach do domu! Świetne podsumowanie restauracji Inglis, zaraz obok LittleBigHouse. Sporo kilometrów razem przespacerowaliśmy, ale o zabytkach nie będę się rozpisywał bo po co? I tak trzeba pojechać i zobaczyć, a jak przeczytać to można w Internecie. Ja znawcą nie jestem, konserwatorem zabytków też nie, ale co oczy nacieszyłem to moje. W poniedziałek miałem ruszyć na stopa do Turcji, ale dopiero o 16 odprowadziłem Vanje na pociąg do Skopje, gdzie miała przesiadkę do Kosowa. Saloniki to spore miasto, więc wyjście z niego zajęłoby za dużo czasu. Postanowiłem wsiąść w pociąg do mniejszego i bliższego granicy Aleksandropolis, gdzie na dziko rozbiłem namiot, porządnie go zamaskowałem, po czym poszedłem szukać pożywienia i wi-fi. Najedzony, napisałem wpis na bloga i poszedłem kimać. Jutro z rana ruszę na Turcję...

2 komentarze:

  1. Opisujesz cudne przeżycia , cieszę się że możesz się spełniać i realizować marzenia. Czytam z wielkim zainteresowaniem Twojego bloga wiedząc , że jesteś szczęśliwy. Kocham i tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażenieem. Nie spodziewałam sie ze z ciebie taki pisarz. Fajnie sie czyta o twoich podbojach i widać ze czerpiesz z tego przyjemność. Oby tak dalej 3 mam kciuki za kolejne przygody. A i jak ci sie juz tam znudzi to do Uk zawitaj;))))

    OdpowiedzUsuń