poniedziałek, 24 listopada 2014

DZIEŃ 15

.Kiedy wstałem zacząłem przewijać w pamięci poprzedni dzień: wirus, zwiedzanie, serbska gościna i ten rżący z talerza burger... Pomyślałem też, że wlaśnie zaczyna się trzeci tydzień mojej tułaczki :) nie wiem kiedy to zleciało, ale od dawna nie czułem się tak dobrze. Totalny umysłowy relaks, przy którym ból w nogach, dokuczający co jakiś czas, nie jest niczym strasznym. Tego dnia zastanawiałem się, czy zostać na kolejną noc, jako że mieliśmy zaproszenie rewanżowe za imprezę w naszym hostelu. Mam jednak delikatne ograniczenie czasowe w postaci wiz do Kazachstanu i Chin więc nie mogę w nieskończoność siedzieć w Belgradzie. Nie mogąc się zdecydować kręciłem się tylko po hostelu i nadrabialem zaległości na blogu i fejsie, mówiąc krótko: byłem zarobiony ;) później tego dnia dostałem złe wieści z Polski (nikomu się nic nie stalo, był to tylko rutynowy stres, który musi czasem spaść nam na łeb) i myślałem, żeby zostać i zamiast iść na impreze przeleżeć stres w łóżku! Po chwili jednak pomyślałem, żeby zamiast leżeć jak pipa i cisnąć zamulke, lepiej będziejak ruszę z miejsca i zrobię coś co poprawi mi humor :) Sprawdzałem akurat mapę i szukałem dogodnego sposobu na wydostanie się z Belgradu, kiedy w oko wpadla mi miejscowość położona od niego 50km na południe. Tak, tam pojadę- wyskoczyłem z najbardziej chyba nieracjonalnym pomyslem tego tripa. Za 8zł, znalazłem się, po 2godzinach w Sopocie- serbskim miasteczku, które z niczego nie słynie, nie ma w nim wiele poza kilkoma sklepami, a najbardziej znaną osobą, która to miasteczko odwiedziła byłem ja ;) nie no serio, byłem tam sporą atrakcją, szczególnie kiedy na pytanie: co tu robisz? Odpowiadałem, że chcę zrobić selfie z tabliczką Sopot :D Ruszyłem więc w kierunku owej tabliczki i w asyście 5 osób kręcących się w okolicy zrobiłem około 30 zdjęć. Musiałem wyglądać jak oszołom, z 18kg plecakiem robiąc selfie ze znakiem :D Czułem jednak, że to zdjęcie może wywołać uśmiech na co najmniej kilku twarzach, więc poczucie misji nie pozwoliło się poddać. Co miałem zrobić- zrobiłem, po czym ruszyłem przed siebie próbując łapać stopa, jednocześnie nie mając na to wielkich nadziei jako, że bylo juz ciemno. I tak przespacerowalem następne 12km mijając średnio, co kilometr krzyż przy drodze wraz z czrnobialym zdjęciem. Mam nadzieję, że dziś jeżdżą spokojnie, pomyślałem po czym upewniłem się, że latarka prawidłowo oswietla mnie na poboczu. Mimo wszystko
 bylo warto, Sopot zostal zdobyty. W końcu udało mi się też złapać stopa: mlody, ucieszony gość w zdezelowanym aucie. Typowa gadka: -skąd jesteś?
-z Polski
-co Ty tu robisz?
-a widzisz przyjechałem zrobić jedno zdjęcie. Znasz miejscowość Sopot?
-no tak! Trefl Sopot, macie takie same miasto w Polsce :) normalnie szczena mi opadla, tym bardziej, że nie był nigdy w Polsce!
Okazalo się, że gość gral w kosza i na pamięć znal nazwy klubów i sklady większości lig europejskich, co za glowa! Wysadził mnie w pierwszej większej miejscowosci, życzył wszystkiego dobrego i pojechal w swoją stronę. Ja stałem obok stacji i mogłem szukać noclegu, albo wsiąść w pociąg i zobaczyć kolejne serbskie miasto- Nis. Wybrałem to drugie i kiedy spytałem o pociąg okazało się, że będzie za 5 minut. Trzeba bylo jednak zapłacić gotówką, której nie miałem, postanowiłem wskoczyć i improwizować na miejscu. W środku okazało się, że pociąg jedzie przez Macedonię do Grecji, co idealnie mi pasowało. Ponieważ pociąg startowal po 19, a na miejscu miałem być kolo południa mogłem wykorzystać tylko jeden dzień mojego flexipassa i wciąż mieć popołudnie następnego dnia, na krótką wycieczkę na terenie Grecji. Decyzja była prosta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz