wtorek, 24 marca 2015

DZIEN 99-126 BYLA SOBIE KAMBODZA

28 dni, jakie spedzilem w Kambodzy, zapamietam do konca zycia. Na granicy spotkaly nas pierwsze problemy. Ema, ktory wczesniej zapewnil mnie, ze ma dolary na nasze wizy, podal 100-dolarowy banknot urzednikowi. Niestety okazalo sie, ze chociaz bankot nie byl falszywy, to w Kambodzy akceptuja tylko te z najnowszych serii. Stalismy na granicy w kiepskiej sytuacji. Wyjechalismy z Wietnamu i nie moglismy tam wrocic, nie moglismy tez wjechac do Kambodzy bo nie chcieli zaaceptowac naszych pieniedzy. Po 30 minutach dyskusji zapytalem celnika, gdzie mam rozbic namiot. Spojrzal na mnie zdziwiony i zapytal: jak to? Tak to, a co innego mam teraz zrobic, jezeli nie moge ruszyc sie z granicy? W koncu zrozumial i poprosil kolege, zeby zabral mnie do kantoru . Wsiedlismy na rozowy skuter i wjechalismy do Kambodzy, bez wizy! Niestety pani w kantorze tez nie chiala przyjac banknotu i wrocilismy na granice. W koncu celnik zadzwonil do kolegow po stronie wietnamskiej i poprosil, zeby poscili mnie do najblizszego bankomatu. Pojechalem 8km do najblizszego miasta i wybralem pieniadze w walucie wietnamskiej, znowu wjechalem do kraju bez wizy i tym razem bez eskorty :) Kiedy wrocilem okazalo sie, ze i tak brakuje nam 4 dolarow, ale celnicy przymkneli na to oko (i tak chcieli od nas 35 dolarow, chociaz wiza kosztuje 30,wiec zwyczajnie zgodzili sie na mniejsza lapowke). Ruszylismy przed siebie, podekscytowani wjzadem do kolejnego kraju. Naszym pierwszym przystankiem byl Kampot, miasto, ktore slynie z najlepszego pieprzu na swiecie. Niestety chyba tylko z tego, bo nic specjalnego w miescie nie widzielismy. Nastepnego dnia ruszylismy w strone plazy w SihanoukVille, gdzie mialem spotkac Kerry, kolezanke poznana w HaNoi. Po drodze wjechalismy do parku narodowego Bokor, gdzie zrobilismy duza petle podziwiajac przyrode, widok z gory na morze i stare, nieczynne juz kasyno (kawalek wczesniej mijalismy nowe, a ja sie zastanawialem kto buduje kasyno w parku narodowym).

 Stary kosciol w parku narodowym Bokor
 Nieczynne kasyno
Grupa mlodych mnichow, ktorzy tez tego dnia zwiedzali Bokor

Po objechaniu parku pojechalismy prosto do SihanoukVille, gdzie mielismy problemy ze znalezieniem noclegu w rozsadnej cenie (niewiele bylo tez wolnych miejsc o nierozsadnych cenach). Jakby tego bylo malo zlapalem kapcia i musialem sie natrudzic ze znalezieniem czynnego warsztatu. W koncu wyladowalem u ulicznego "fachowca", bo wszystko bylo zamkniete. Nie dosc, ze policzyl drozej niz normalnie, to jeszcze zle poskladal motor, czego sie oczywiscie wyparl. Mariano Italiano szukal w tym czasie noclegu, niestety nic nie znalazl, nawet drozsze opcje w wiekszosci byly juz zajete. Na szczescie kiedy ja walczylem z kapciem Mariano Italiano poznal Johna, brytyjczyka, ktory wlasnie przeprowadzil sie do Kambodzy, zeby byc blizej syna, ktora od kilku lat mieszkal w Australii. John od kilku dni wynajmowal przyjemne mieszkanko nad morzem i zaproponowal, zebysmy wykorzystali wolny pokoj. Zaprosilismy, wiec go na piwo, pogadalismy, a pozniej udalismy sie do mieszkania. Spedzilismy spokojna noc i zaoszczedzilismy troche kasy.
       Nastepnego dnia znalezlismy tansze spanie i postanowilismy nie naduzywac goscinnosci. Nastepnego dnia Ema plynal na wyspe Koh Rong spotkac znajomego, ja chcialem zostac na miejscu, zeby spotkac Kerry. Poszlismy wiec polezec na plazy i poprobowac lokalnego jedzenia, generalnie pelen relaks i nic ciekawego do opowiedzenia.
       Kiedy sie w koncu rozdzielilismy zaczela sie historia, ktorej z roznych wzgledow na blogu nie zamieszcze. Przez nastepne dwa tygodnie wydarzylo sie tyle, ze moglbym polowe plazy wrazeniami obdzielic. Bylo ciekawie i wesolo, do pewnego czasu, pozniej bylo smutno, zle i niebezpiecznie. Tysiac mysli w glowie, ale akurat na nie mam czas podczas swoich wedrowek i teraz, to juz tylko historia do opowiedzenia. No i wlasnie, w tym rzecz. Jest to historia dla mnie specjalna, bo wywrocila moje plany do gory nogami, ale i tez poukladala pewne sprawy w glowie. Jezeli ktos bylby ciekawy tej historii, niech zostawi mi wiadomosc na mailu (bartosz.wlazly@gmail.com), a za jakis czas dostanie ode mnie mala niespodzianke, o ktorej, poki co tez wiecej nie wspomne.
      Po tych wydarzeniach ruszylem do stolicy Kambodzy- Phnom Penh, ale nie zostalem tam na noc, tylko po objechaniu miasta kontynuowalem podroz do Siem Reap. Mialem tam zobaczyc jedyne miejsce w Kambodzy, ktore od poczatku mnie interesowalo, czyli Angkor. Jest to zespol swiatyn hinduistycznych, wybudowany w XII w. Opisywac go nie bede, ale wrzucam kilka zdjec i sami ocencie, czy warto tam pojechac.

W drodze do Siem Reap: RADIO TAXI CAMBODIA :)
 Mechanik na trasie okazal sie tez chodowca krokodyli
 No i Angkor, ladnie wyglada o wschodzie, o zachodzie podobno
jeszcze ladniej, ale nie zostalem do wieczora

 Jak sie w nocy okaze, to byla ostatnia jazda moim motorem. Po przejechaniu kilku tysiecy kilometrow sprzedalem go za te same pieniadze, za ktore kupilem. Koszt podrozy przez Wietnam i Kambodze to paliwo i naprawy, czyli zdecydowanie taniej niz publiczne srodki transportu.
 Drzewo nie pyta, drzewo rosnie...

 Kojarzycie z jakiego to filmu? Nie ja, ani nie ta pani, chodzi o miejsce :)



Na koniec moj faworyt :)

I tak zakonczyla sie kolejna przygoda. Wieczorem w hostelu poznalem goscia, ktory jechal do Wietnamu. Siedzielismy przy piwku, wcinalismy zajaca i gadalismy o podrozach. Nakrecil sie chlopak na motor i o 1 w nocy dobilismy targu. Zamiast nastepnego dnia probowac przekroczyc granice na motorze, co jest prawdopodobnie nie mozliwe (chociaz slyszalem to juz wczesniej o granicy Wietnamu i Kambodzy), przekroczylem ja autobusem, w ktorym poznalem nowych towarzyszy podrozy, ale o tym nastepnym razem.

1 komentarz:

  1. Kochanie co nas nie zabije to wzmocni i Ty jesteś tego przykładem. Jesteś wielki a ja jestem z Ciebie dumna. Zdjęcia super , tylko pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń