czwartek, 5 marca 2015

DZIEŃ 91,92 - W GÓRACH

Ciemno robi się w Wietnamie po 18, więc po rozłożeniu namiotu nie ma za wiele do roboty. Spać idę bardzo wcześnie, analogicznie wcześniej też wstaje. Tym razem znowu po 6 byłem na trasie. Koło 9 zrobiłem przerwę na śniadanie, a chwilę później na kawę. Jako, że kawiarnia na wsi miała komputery z Internetem i była bardzo tania postanowiłem siąść przy okazji do pracy, załadować na internetowy dysk część zdjęć i filmów. Kiedy skończyłem, zapytałem panią domu, gdzie mogę coś zjeść. Mam dobre wyczucie czasu, bo chociaż nie prowadziła restauracji to akurat nakrywała do stołu, złapała mnie za ramię i zaprowadziła na sofę. Zostałem zaproszony do wspólnego obiadu i od razu obeszły mnie dzieciaki ciekawe skąd jestem, co tu robię, ile mam lat :) mocno się napracowały żeby złożyć ze znanych angielskich słówek jakieś zdania. Ja też nie mogłem pozostać na ich starania obojętny, więc odpaliłem tłumacza w telefonie i nawijałem z młodzieżą cały obiad. Za kawę i Internet płaciłem wcześniej, teraz wstając od stołu, pytam pani domu ile się należy za ten pyszny obiad, ale pokazuje, że nic i zapewnia, że bardzo im miło mnie gościć. Uśmiechnąłem się i zamówiłem kolejną kawę, jeżeli nie mogę się odwdzięczyć, to chociaż będę dobrym klientem. Zeszło mi w tej kawiarni dobre 4 godziny, ale Mariano Italiano wciąż był daleko, pojechałem dalej. Jechałem wolno i nie mogłem się napatrzyć na górski krajobraz. Późnym popołudniem dojeżdżałem do DaLat, z ruchliwej drogi skręcałem w lewo w autostradę, której ostatnie 30km miało mnie doprowadzić na miejsce. 500m dalej zatrzymał mnie patrol policji, a ja już się zastanawiałem ile chcą w łapę. Policjant jednak wciąż machał, chodziło o to, że nie mogę po tej drodze jechać motorem i pokazał mi inną. Droga jednak była tak zdezelowana, że jechałbym nią 3 dni. Przeszedłem się na pieszo i znalazłem miejsce, gdzie teoretycznie, mogę przez jakąś działkę, a później usypaną górkę przejechać i wrócić na autostradę. Było to niecały kilometr za patrolem policji, ale postanowiłem spróbować, może dlatego, że podjazd był na tyle trudny technicznie, że nie spodziewałem się powodzenia. Ruszyłem i od początku trasa próbowała zweryfikować moje umiejętności. Wielkie dziury, wystające kamienie, duże nachylenie terenu, motor w kondycji takiej, że na autostradzie boje się o niego i moje nie-umiejętności. Jakoś sforsowałem podjazd na działkę, ciągle próbując trzymać równowagę, a kiedy miałem pokonać górkę usypaną, ewidentnie do przechodzenia nad ogrodzeniem działkowym, z altany wyszedł chłop i zaczął sapać. O co? Może o wjazd na jego teren, może przejechałem mu po pietruszce, ja już byłem znowu na mojej drodze. Do DaLat minąłem jeszcze trzy patrole policji, a zatrzymał mnie ponownie dopiero ostatni, ale też tylko pokazał, żebym zjechał na drogę dla motorów. Tam już droga była lepsza i do miasta choć po ciemku, dojechałem tego dnia. Emie ta sztuka się nie udała, miał po drodze poważne awarie i napisał, że dojedzie dzień później. Ja zameldowałem się w Backpackers Hostel, u rodziny Wu, super miejsce i świetni ludzie. Poszedłem na miasto zjeść i wybrałem fast food, bo dawno nie jadłem. Skusiłem się na ryżowego burgera, w którym bułka jest ulepiona właśnie z ryżu, a na deser zjadłem 2albo 3 lody. W ogóle to wcinałem ich w DaLat duże ilości, bo lody jak z McDonalds, a kosztowały 50gr! Po kolacji zrobiłem jeszcze rundę po mieście i wróciłem ogarnąć swoje rzeczy. Posiedziałem z ludźmi z hostelu w barze na dachu, ale wcześnie poszedłem spać, bo byłem zmęczony po 3 dniach jazdy.


Następnego dnia miał przyjechać Ema, napisał że jest 150km ode mnie i ruszy po śniadaniu. Ja znam jednak go na tyle dobrze, że kiedy nie było go do 12 ruszyłem na swoją wycieczkę. Pojechałem na Wodospad Słonia, 30km za miastem, świetne miejsce żeby się wyciszyć. Przed wodospadem leżą porozrzucane skały, niektóre tak duże jak autobus, jedna na drugiej. Poskakałem między tymi skałami, poleżałem na jednej z nich w silnym słońcu, a na koniec znalazłem małe przejście między skałami i wszedłem pod wodospad. Piękne miejsce poza tym, że mnóstwo tutaj smieci. W drodze powrotnej jechałem bardzo wolno i podziwiałem widoki. Na przedmieściach DaLat zajechałem na obiad i jadlem tam najlepszą zupę z wieprzowiną w całym Wietnamie. Po obiedzie pojechałem do hostelu, pod wejściem zauważyłem motor Szalonego Włocha. Dobrze, że zdecydowałem jechać sam dzisiaj, bo on dopiero wszedł i czekałbym cały dzień na darmo. Powiedziałem mu, że lepszy wodospad zostawiłem na jutro, w drodze do HoCHiMin, co go ucieszyło. Pojechaliśmy na miasto zrobić rundkę dookoła, wróciliśmy na późny obiad, na który zaprosiła nas rodzina Wu, prowadząca ten hostel. Obiad był smaczny i było sporo jedzenia. Byłem w szoku bo płaciliśmy 4 dolary za pokój ze śniadaniem, a tu jeszcze taki obiad :) Dziś miałem więcej siły, a i ludzie w hostelu dużo ciekawsi niż poprzedniego dnia. Postanowiłem więc dołączyć do imprezy na dachu, która potrwała jeszcze do 2 w nocy. Już jutro powinniśmy być w HoChiMin, według planu mamy tam sprzedać motory i pomyśleć co dalej. Ja jednak lubię swój motor i rozważam pojechanie do Kambodży na nim, zobaczymy...

2 komentarze:

  1. Bartku jedź dalej, pisz więcej i miej niekończące się marzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie jest chwilą, więc żyj i kochaj to co jest najdroższe Twojemu sercu...i wierz ,że to co najpiękniejsze spoczywa za horyzontem marzeń...

    OdpowiedzUsuń