czwartek, 18 grudnia 2014

DZIEŃ 33, 34

Na promie pospałem na prawdę dobrze. Nigdzie mi się nie spieszyło, w Aktau miałem być najwcześniej po 24 godzinach, ale za pewnik tego nie brałem. Na morzu Kaspijskim promy pasażerskie nie pływają, więc do Kazachstanu przeprawiałem sie promem wiozącym wagony i kontenery. Na pokładzie nie było żadnych atrakcji poza telewizją z serialami po rosyjsku, a żaden z pasażerów nie mówił po angielsku, ani trochę. Czas zabijałem słuchaniem muzyki w kajucie, gapieniem się w morze, które tak naprawdę jest największym jeziorem świata i chodzeniem po pokładzie jak zjawa. Czasem mijałem jednego Azera, mieszkającego w Rosji, którego poznałem przy odprawie paszportowej. Lubił sobie zagadać, pomimo że nie wiele rozumiałem z jego rosyjskiego. Kiedy wieczorem dowiedziałem się, że u wybrzeży Kazachstanu będziemy po 22 i do portu wpłyniemy dopiero rano postanowiłem zabić trochę czasu i pogapić się na seriale po rosyjsku. Wziąłem owoce ( w sumie moje główne jedzenie na promie, bo pani w kasie biletowej twierdziła, że wyżywienie jest wliczone, a pani na promie już była innego zdania i na dodatek chciała gotówki, której nie miałem :) ) i poszedłem do sali telewizyjnej, gdzie spotkałem koleżkę od opowieści, nie do końca pewnej treści. Położyłem owoce na stole, pokazałem, że może się częstować i zacząłem oglądać serial, którego fabuła była dla mnie nie bardziej zrozumiała niż historie starego Azera. W przerwie między odcinkami kolega zniknął, ale zaraz pojawił się znowu z torbą"pierożków", które pierogami nie były, ale te pieczone ciasto było miłą odmianą od owoców, które jadłem przez cały dzień. I tak zleciało trochę czasu zanim poszedłem tego dnia spać. Rano dopiero przed 10 prom ruszył, ale zamiast popłynąć prosto do portu kołował sobie w pobliżu, aż do 12. Później kontrola kazachskich celników, pies tropiący na pokładzie, sprawdzanie paszportów i tłumaczenie celnikom skąd, gdzie i po co? Ostatecznie z budynku służby celnej wyszedłem po 13 i oficjalnie byłem na terytorium Kazachstanu. Przed budynkiem czekał na mnie mój kolega :) i choć tego nie proponowałem postanowił iść za mną kiedy próbowałem łapać stopa do miasta. Kiedy mijaliśmy przystanek, a dwóch gości powiedziało, że do miasta daleko, też nie został. Szliśmy więc sobie, a ja dodatkowo łapałem stopa. Długo nie czekaliśmy, ale pierwsze słowo kierowcy to było "ile"? Nie miałem wielkich perspektyw idąc z moim ogonem więc zaproponowałem 3 euro, które zostało mi z Grecji i tylko zawadzało w kieszeni. I tak nigdzie, w najbliższym czasie tego nie wydam, a dzięki temu za chwilę będę w mieście. Dobiliśmy targu, pokazałem Azerowi, żeby siadł z przodu. Mówił po Rosyjsku to niech się on poprodukuje. W mieście zapytał jeszcze kobietę o swoje i moje sprawy i wyszło na to, że się rozdzielamy. Pożyczyliśmy sobie wszystkiego dobrego i ruszyliśmy, każdy w swoją stronę. Zakupiłem sim-card z internetem, bo zdecydowałem się na 3-dniowy pociąg przez cały Kazachstan i pomyślałem, że się przyda, a później owoce i orzechy do poskubania przed prawdziwym obiadem. Siadłem na ławce próbując odnaleźć stację, z której odjeżdża mój pociąg. 5 minut później podnoszę głowę, a tu mój koleżka Azer, uśmiechnięty idzie w moim kierunku. Nie pozbędę się Ciebie dzisiaj- pomyślałem :) Spytał, czy pożyczę mu dolca bo musi kartę do telefonu kupić i zadzwonić do Moskwy. Tłumaczył też po co, ale tego już nie zrozumiałem. Dalemmu dolca, a ten rzucił kolo mnie torbę i powiedział, że zaraz wraca. Poczekałem 10minut i kiedy wrócił pożegnałem go po raz kolejny, ruszyłem w kierunku dworca. Do pokonania miałem 13km więc szukałem kogoś mówiącego po angielsku, żeby pomógł mi rozwiązać problem z autobusem. Znalezienie jednak w Kazachstanie kogoś mówiącego po angielsku okazało się jeszcze większym problemem. W końcu młoda dziewczyna idąca w przeciwnym kierunku stwierdziła, że trochę mówi po angielsku, sukces! Kiedy opowiedziałem jej czego potrzebuję i jak się tu znalazłem złapała mnie za ramię i powiedziała, że mi pomoże. Wydzwoniła po kolei mamę, chłopaka i kogoś ze znajomych. Dowiedziała się, że biletu nie kupię na stacji (gdybym pojechał tam sam musiałbym jeszcze wracać do centrum), zatrzymała auto na ulicy (w Kazachstanie zatrzymuje się tak normalne auta i płaci 1/5 tego co w normalnej taksówce, dlatego darmowy autostop jest prawie niemożliwy) i pojechała ze mną do kasy biletowej. Na miejscu była moim tłumaczem i dzięki niej kupiłem bilet za pół ceny, w porównaniu do tego co znalazłem w relacjach internetowych. Może więc można było kupić bilet na stacji, ale w innej cenie, nie wiem, nie dociekałem, byłem szczęśliwy i zaskoczony jak bardzo nieznajoma mi pomaga. Mój pociąg startował następnego dnia, więc razem z Sulu połaziliśmy po Aktau, pokazała mi plażę i bulwar, wypiliśmy herbatę i usłyszałem wiele razy jak bardzo się cieszy, że może porozmawiać z kimś po angielsku. Nie dość, że zmieniła swoje plany i ustawiła mi w godzinę podróż, którą sam nie wiadomo czy zorganizowałbym do jutra, to jeszcze mi dziękowała. Czy ja śpię? Właśnie, muszę zorganizować spanie. Odpaliłem jeden z serwisów wyszukujących hostele i znalazłem tani i bardzo blisko dworca. Sulu odprowadziła mnie jeszcze na autobus i poprosiła panią konduktor (w autobusie przy wyjściu na przystanku płaci się pani konduktor, która w czasie jazdy stoi koło kierowcy) żeby powiedziała mi jak będziemy przy dworcu. Misio na pożegnanie i stałem w autobusie, ściśnięty jak sardynka w puszce. Ciekawe, że płaci się przy wyjściu i nigdy nie zauważyłem, żeby ktoś z tym kombinował. Po 40minutach byłem na dworcu, podziękowałem pani konduktor za cynk i poszedłem szukać mojej kwatery. Gps wskazywał na dom, który na hostel nie wyglądał i hostelem okazał się nie być! Pierwszy raz zawiodła mnie wyszukiwarka i zaprowadziła w złe miejsce. Sulu miała rację, koło tego dworca na przedmieściach nie ma noclegów i trzeba było zostać w centrum. Nawet proponowała, że przyjdzie po mnie rano i pojedzie ze mną na dworzec, ale ja chciałem z rana być już blisko i nie kombinować- przekombinowałem. Poszedłem na dworzec, kupiłem pieczonego kurczaka (stęskniłem się za mięsem ostatnio ;) ) i kazachski chleb z grzybami w środku, usiadłem na hali dworca i myślałem, co tu dalej robić. W międzyczasie podbił do mnie młody strażnik i zaczęliśmy sobie gadać. Za chwilę dołączyło jego dwóch kolegów, jeden strażnik, drugi zwyczajny przydupas. Klimat był dobry, śmiesznie było więc zapytałem, czy nie mają nic przeciwko jak sobie do rana poczekam na pociąg. Nie mieli i powiedzieli, że o 22 zamykają dworzec, więc mogę być spokojny, na zewnątrz podobno dużo chuliganów. Jak szedłem po coś do picia to nawet dostałem eskortę. Chwilę przed zamknięciem dworca pojawił się znajomy Azer :P Jak tylko go zobaczyłem zacząłem się głośno śmiać, z resztą odwzajemnił ubaw. Siedzieliśmy jeszcze chwile i żartowaliśmy. Przydupas strażników nie mógł wymówić mojego imienia i zapytał: Ej Borsz ile masz wzrostu?
-1,87, a co? Napiął się tak, że się bałem, aby nie padł na zawał i pyta:
-a jak myślisz ile ja mam?
-1,60. Powiedziałem tylko, żeby go zbyć, ale nie trafiłem,miał 1,50 :D Taki mały, a był najgłośniejszy i najwięcej cwaniakował. No cóż, przynajmniej nie groźny.
 Po zamknięciu dworca kazali nam przejść do końca hali, zgasili światło i kazali spać- trochę jak w przedszkolu :) Azer posłuchał, a ja byłem niegrzeczny i nie posłuchałem :P Do rana przesiedziałem i pisałem ze znajomymi, najwięcej z Sulu, która po pożegnaniu nie straciła poczucia misji i ciągle się martwiła. Na prawdę świetnie się zachowała, a to jak się okazało i tak nie był ostatni raz kiedy mnie zaskoczyła bezinteresowną pomocą, ale o tym później. Pierwszy dzień w Kazachstanie na prawdę konkretny!

2 komentarze:

  1. Jestem z Ciebie dumna. Pamiętaj kochanie , że dobro zawsze wraca ze zdwojoną siłą. Dlatego myśl i żyj pozytywnie. Bądź szczęśliwy i pamiętaj: " Szczęście jest zawsze tam
    gdzie je dojrzysz lub poczujesz sercem, dla każdego w innej oprawie i w innych wymiarach.."

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartku świetnie się czyta o Twoich przygodach! ☺

    OdpowiedzUsuń