wtorek, 16 grudnia 2014

DZIEŃ 30, 31 i 32

W niedzielę zaraz po pobudce ruszyłem do recepcji. Wieczorem znalazłem jakieś szczątkowe informacje w internecie i chciałem dowiedzieć się jak dojechać w okolice miejsca, o którym czytałem. Okazało się, że wczoraj szedłem w dobrym kierunku, ale powinienem iść jeszcze dalej. Tym razem wziąłem metro i pojechałem na ostatnią stację, skąd zrobiłem 2-godzinną pętlę i odwiedziłem 3 porty zanim, w końcu trafiłem do odpowiedniego. Gościu na bramie mówił po azersku i znał kilka słów po rosyjsku, więc dopiero po pół godzinie dowiedziałem się, że port dobry, ale kasa dziś zamknięta :) Miałem więc kolejne popołudnie w Baku, które spędziłem na zwiedzaniu. Miasto generalnie jest bardzo nowoczesne i nie da się ukryć, że wszystko tam jest piękne: bulwar nad morzem Kaspijskim z egzotycznymi i dziwacznie poprzycinanymi roślinami, nowoczesne budynki, drapacze chmur z najbardziej znanymi Flame Towers, czy nawet podziemne przejścia dla pieszych wyłożone marmurem (albo czymś podobnym :P ), których nie powstydziłby się nie jeden pałacowy korytarz. Mimo wszystko dla mnie miasto wydawało się sztuczne i budowane na pokaz. Starsze budynki w centrum (tzn takie, które wyglądają na 30 lat) burzy się i stawia w ich miejsce nowe, wszystko jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Do mnie to nie trafiło i chciałem jak najszybciej jechać do Kazachstanu. W poniedziałek rano znowu wycieczka do kasy biletowej i w końcu sukces- kasa otwarta i pani potwierdza, że to ta kasa, której szukam! Niestety dziś nie ma promu, rozkładu też nie ma, więc bilet sprzeda mi dopiero jak jeden ze statków będzie w pełni załadowany. Proszę przyjść jutro i pytać :) Udało mi się jednak wyprosić numer telefonu, żeby rano na darmo nie lecieć tam znowu. Kolejne popołudnie w Baku, kolejne godziny bezcelowego szwendania się po mieście, w którym nawet stare miasto nie zasługuje na nazywanie go starym. Następnego dnia wstałem z lekkim nerwem. Miasto mnie nudziło, nie czułem się w nim dobrze, a na dodatek to był 4 dzień z 5 jakie mogłem być w Azerbejdżanie. Zszedłem do recepcji i poprosiłem młodego Azera, żeby wykonał za mnie telefon. Kilka minut czekania i w końcu dobre wieści, mogę dziś płynąć, ale o 16 muszę pojechać po bilet, a o 20 być w porcie 30km za miastem (oczywiście z drugiej strony od centrum, niż kasa biletowa, żeby nie było za łatwo). Spakowałem się, wymeldowałem i do 14:30 siedziałem w stołówce hostelu pijąc kawę za kawą i pisząc swoją księgę drogi ;) Wyszedłem z zapasem czasu, odbyłem na pamięć już znaną trasę metra, na miejscu jeszcze zrobiłem zakupy na prom i kilka minut przed 16 wszedłem uśmiechnięty do kasy biletowej. Kobieta patrzy się na mnie krzywo i z wyrzutem pyta (a właściwie to drze japę, że się brzydko wyrażę): co ty tu robisz o tej godzinie? Jak teraz chcesz zdążyć? Czeka na Ciebie taksówka?
-spokojnie mam 4 godziny na zrobienie max 40km, tak powiedziała pani przez telefon.
-nie, to jest 50km za miastem, albo więcej, a prom jest o 18!
-Pisz bilet, bierz pieniądze i nie mów już do mnie proszę!
Zagotowałem się przez chwilę, ale wróciłem do siebie bo stresem promu nie zatrzymam, trzeba działać. Wyskoczyłem z kasy biletowej i zagadałem taksówkarza ile weźmie za kurs do Bayl (nie wiem czy tak się to pisze, ale to miejsce, z którego odchodzą autobusy do Alat. Też nie wiem czy tak się to pisze, ale to miejsce, z którego odpływał mój prom). Chwila negocjacji i zgodził się na 8 manat, czyli około 30zl. Namawiał mnie na kurs na prom, ale byłem mądrzejszy i zamiast płacić mu dodatkowo 200zl, uznałem że zdążę autobusem za 4zl. W Bayl autobus stał na pętli, ale odjechać miał przed 17, a odjechał ostatecznie punkt 17. Pytam się kobiety obok, czy dojedziemy w pół godziny, a ona mówi, że na pewno nie, będziemy tam za godzinę. Ja zaczynam się modlić i przeklinać, że pożałowałem na taksówkę. Pytam kilka razy kierowcy jak daleko na prom z przystanku, ale jak automat uśmiecha się i mówi, że pokaże na miejscu. Co chwila patrzę na gps jak daleko jesteśmy od miasta, a rozklekotany autobus ledwo się toczy i zatrzymuje co kilkaset metrów po więcej ludzi. Punkt 18 ciągle w autobusie, aż przysiadłem na podłodze i ukryłem twarz w dłoniach. Załamka, a kierowca patrzy na mnie i bezczelnie obrabia mi dupe z kolegą. We dwóch mają wyraźnie dobry humor i tylko babcia obok wyraźnie mnie żałuje. 18:15 zatrzymujemy się na autostradzie, a kierowca pokazuje, żebym przeciął autostradę i szedł kilometr drogą, którą pokazał. Wyskoczyłem, rozejrzałem się po drodze i szybko ją przeciąłem. 18kg na plecach, spóźniony na prom powiedziałem sobie, że jak się po drodze nie zatrzymam to bozia pomoże, zacząłem biec. Z kilometra zrobiły się dwa, tak przynajmniej czułem w nogach. Na samym końcu rozwidlenie i żadnego znaku, biegnę w prawo bo widzę ludzi za 300m. Pytam, czy tutaj prom do Kazachstanu i dowiaduje się, że tutaj, tylko muszę się cofnąć i jednak skręcić w lewo :/ Biegnę z powrotem, po drodze zatrzymuje mnie strażnik i jeszcze legitymuje. Po chwili zadyszany jak pies biegnę dalej, dobiegam w końcu do budki celników, cały mokry i prawie nie żywy. Pytam o prom do Kazachstanu, a oni na to: A gdzie Ci się tak spieszy? Ktoś umiera? Prom o 20 odpływa :D Już nawet nie denerwowałem się Krystyną z biletowej kasy, cieszyłem się, że trochę ze mnie "getto soldier" :D Wrył mi się ten tekst z numeru, który tego dnia słuchałem i przypomniał mi się kiedy zasuwałem z moim plecakiem. Odprawiłem się, na promie wykąpałem się i przeprałem rzeczy i akurat była 20. Kilka minut później prom wystartował, a ja wrzuciłem muzykę na uszy. Zeszło ze mnie całe ciśnienie ostatnich dni związane z wizą do Azerbejdżanu i tym promem. Dobra robota Bartek, przybiłem sobie piątkę i dzień się zakończył.

1 komentarz:

  1. Pielęgnuj każdą kropelkę szczęścia, by móc zbudować z nich wodospad najwspanialszych życiowych wspomnień..

    OdpowiedzUsuń