poniedziałek, 15 grudnia 2014

DZIEŃ 29

Obudziłem się chwilę po ósmej rano i od razu zabrałem się za zbieranie namiotu, w międzyczasie jedząc śniadanie. Jako, że było już kompletnie widno, a mój namiot stał przy samej drodze byłem nie lada atrakcją dla każdego kto przejeżdżał obok. Po zapakowaniu mego tobołka przeciąłem ulicę i po kilkuset metrach dowiedziałem się co za wielka zwierzyna czyhała na moje życie kilka godzin wcześniej. Były to dwa konie, w dodatku uwiązane! No cóż, przynajmniej nie łaziłem po autostradzie po nocy i przespałem się kilka godzin. Nic złego się nie stało, a ja miałem od rana lepszy humor śmiejąc się z samego siebie :) Dobry humor się przydał bo od rana padało, a ja przez godzinę nie mogłem nic złapać. W końcu fart, zatrzymał się całkiem klawy mercedes, a w środku młody gościu pracujący jako blacharz, lakiernik. Nie jechał daleko, ale każda podwózka jest dobra w taką pogodę. Po drodze dowiedziałem się, że auta w Azerbejdżanie są kilka razy droższe niż w Polsce, niestety mój rosyjski nie był wystarczający, by dopytać się o podatki i inne formalne sprawy, inaczej już bym ustawiał biznes z nowym kolegą :) Po jakimś czasie droga się rozwidliła, a koleżka spytał, którędy chcę jechać tłumacząc, że obie drogi prowadzą do Baku. On jechał w lewo, więc i ja zdecydowałem pojechać jeszcze kawałek. Kolejny raz nieporozumienie przez brak języka, bo okazało się, że to droga przez miasto, a on zatrzymuje się na jego początku. Trochę słabo, ale odpaliłem gpsa w telefonie i ruszyłem pieszo przez całe miasto. Na samym końcu miasta, po prawej mijałem dworzec autobusowy. Ciągle padało, więc podkusiło mnie, żeby zapytać o cenę biletu do Baku. Pociąg z Tibilisi miał kosztować ok. 50 dolarów, a gość na granicy chciał 40 za taksówkę, tu miałem zapłacić 10 za autobus. Propozycja była niezła, ale najbliższy bankomat mogłem znaleźć w centrum, które minąłem dobre 20 minut wcześniej, odpuściłem. Wychodząc z dworca, jak wszędzie od wjechania do Turcji, rzuciło się kilku taksówkarzy ze świetnymi ofertami. Grzecznie odmawiałem i wtedy zagadał do mnie jeden stojący na końcu z bardzo ciekawą ofertą. Weźmie mnie za 20 dolarów (do Baku ciągle miałem ponad 300km) jeżeli nic nie powiem drugiemu pasażerowi, bo podobno on płaci więcej (tak, taksówką nie jeździ się tam samemu). Podziękowałem, więc zaproponował 15, na co ja powiedziałem, że mam ostatnie 10. Nie mogłem się nadziwić kiedy się zgodził i uznałem to za bardzo dobry interes. Co prawda nie dojadę do Baku za darmo jak powiedziałem gościowi na granicy, ale 10 dolarów za 300km w mercedesie, gdzie spokojnie mogłem pójść spać (kierowca miał rozmówcę w osobie młodego żołnierza wracającego na urlop do Baku) to oferta nie do odrzucenia. Obudziłem się dopiero na przedmieściach stolicy i porozmawiałem z wojakiem, który choć twierdził, że nie mówi po angielsku to radził sobie na prawdę dobrze. W mieście zanim kierowca wysadził nas w umówionym miejscu zostawił 6 paczek, w różnych punktach. Zrozumiałem wtedy jak taka cena może mu się opłacać, ale mi się nigdzie nie spieszyło. Wojak był mniej zadowolony, ale spokojnie wytłumaczył mi, jak dojadę do portu, gdzie kupię bilet na prom do Kazachstanu i co powinienem zobaczyć w mieście na ten prom czekając. Jechaliśmy z kolejną paczką kiedy przed nami zrobił się korek. Jak gdyby nigdy nic kierowca skręcił na pas po lewej i przejechał koło kilometra pod prąd migając tylko światłami na jadące z na przeciwka auta! Ja szczęka na podłodze, zacząłem się śmiać głośno z całej sytuacji, a wojak na to: No co? Witamy w Baku! Niewiarygodne :) Na koniec pod stacją metra poszedłem do bankomatu i przy rozliczaniu z kierowcą usłyszałem, że mam mu dać 15 dolarów. Co za ham! Nawet mi się nie chciało nic tłumaczyć, ale wojak stwierdził, że tyle to kosztuje. Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że ze mną umawiał się na 10 i nie do końca z nią zgodnie, że tylko tyle wybrałem z bankomatu. Ham odpuścił, a ja poszedłem na metro. W porcie kolejna niespodzianka, nie jest to jak twierdził wojak jedyny port w mieście i zdecydowanie nie ten, którego szukam. Poszedłem do następnego, który wskazał mi gość mówiący po angielsku, ale też nie ten. Tam trójka robotników próbowała mi wytłumaczyć po rosyjsku jak trafię do następnego, zacząłem dreptać. W ten sposób z moim 18kg plecakiem przedreptałem jakieś 6km od centrum Baku zanim zrezygnowałem i postanowiłem znaleźć hostel i spróbować następnego dnia. Wróciłem do centrum wieczorem, znalazłem najtańsze spanie w stolicy, które tanie nie było i po ogarnięciu się poszedłem spać. Jutro drugi dzień w Azerbejdżanie, obym znalazł port...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz