wtorek, 9 grudnia 2014

DZIEŃ 27, 28

Dwa następne dni spędziłem na bieganiu do konsulatu rano i popołudniu, żeby widzieli jak mi zależy i o mnie nie zapomnieli przypadkiem :P W międzyczasie zwiedzałem stolicę Gruzji, w czwartek jeszcze z Mirvą, która jednak w nocy poleciała na spotkanie ludzi z couchsurfingu do Rygi, ale tego dnia jeszcze sporo się nałaziliśmy i zgodnie uznaliśmy, że miasto mamy ogarnięte całkiem nieźle. W piątek popołudniu, podczas mojej 6 wizyty, w końcu odebrałem paszport z 5 dniową wizą do Azerbejdżanu. Piszę, "w końcu", ale biorąc pod uwagę opinie znalezione w Internecie, a nawet standardowe procedury, dwa dni to wersja ekspres jakiej nie mogłem się spodziewać :) Była godzina 17, a ja mogłem w ciągu miesiąca wjechać na teren Azerbejdżanu i przebywać tam przez 5 dni. Postanowiłem ruszyć od razu i 3 kolejne stopy złapałem tak szybko, że na granicy byłem już o 19! Pomyślałem jednak, że nie warto od razu przejść przez granicę, bo o tej godzinie i tak nic nie złapię tylko pójdę spać, a stracę pierwszy dzień. Postanowiłem poczekać 5 godzin i odprawić się chwilę po północy. Na granicy skumplowałem się z kilkoma młodymi Gruzinami, którzy dorabiali sobie na granicy: sprzedawali owoce, papierosy, a także jakieś bardziej lewe interesy, o których jednak nie chcieli mówić. W innym kraju pewnie nie uznałbym ich za najlepszych kompanów, ale Gruzini to jedni z nielicznych ludzi, którzy Polaków bardzo lubią i szanują (to akurat zasługa s.p. Lecha Kaczyńskiego, który wstawił się za Gruzją, kiedy Rosja zaatakowała na północy tego małego zakaukaskiego kraju) więc niczego się nie obawiałem. Chłopaki poczęstowali słonecznikiem, kawą, herbatą i pogadali kiedy akurat mieli chwile wolnego od robienia interesów :) o 24 pożegnałem się i ruszyłem na granicę. Jak zwykle wzbudzając sensację swoim tobołem, ale bez większych problemów udało mi się przeprawić. Azerski celnik długo oglądał wizę i paszport i bałem się trochę, że mnie cofnie. Mógł to zrobić jako że prom z Baku do Aktau nie ma planu rejsów, jest to prom cargo i ludzi zabiera przy okazji, istniało więc spore ryzyko, że się nie wyrobię w 5 dni. Skłamałem jeszcze, że do Baku jadę autobusem i od razu do portu czekać na prom, po kilku minutach wbił pieczątkę i życzył udanego pobytu :) Po azerskiej stronie podbił do mnie gość i zaoferował tani przejazd do Baku.
-100 dolar Baku mercedes!
-dziękuję, z Polski przyjechałem za nie wiele więcej ;)
-ok promocja 40 dolarów!
-haha dzięki ja darmo tam dojadę kolego :)
Pośmiał się ze mną lub ze mnie, nie dbałem o to. Wyszedłem z budynku i miałem szukać miejsca na kemping. Nie byłem jednak śpiący więc pomyślałem czemu by nie połapać chwilę. Zatrzymały się 3 samochody w 15 minut, jednak wszyscy pytali o kasę, po czym odjeżdżali machając :) w końcu zatrzymał się gość, który podrzucił mnie jakieś 100km, a miałem już iść spać! Wysadził mnie przy głównej drodze, przy której ciągnęło się strasznie długie centrum handlowe. Nie mogłem się tam rozbić więc dreptałem na jego koniec, wzbudzając sensację, tym razem wśród nocnych stróżów. Wszystko ładnie, pięknie tzn. uśmiechy i pozdrowienia, aż do ostatniego, gdzie chciałem jeszcze przez kilka minut popróbować szczęścia bo było to ostatnie oświetlone miejsce. Przychodzi stróż i mówi coś po azerbejdżańsku. Mówię, że ja nie paniemaju ;) ale on dalej. Nie robił mi żadnej sceny, tylko znalazł poprostu kolegę i nic go to nie interesowało, że jego nowy ziom go nie rozumie. Stał buc 1metr ode mnie patrząc się jak próbuję łapać jednocześnie odstraszając potencjalną podwózkę. Starałem się być spokojny i odszedłem 20 metrów dalej na ostatnią oświetloną zatoczkę machając mu na pożegnanie. Nie minęła minuta, a gamoń przylazł i już nawet nic nie mówiąc stał metr ode mnie i patrzył się jak wół na malowane wrota. Normalnie młody gość, a tak nie jarzący, że szok. Poszedłem dalej szukać miejsca na nocleg bo na stopa już nie miałem szans. Idąc drogą na polu tuż przy drodze zauważyłem zarys dwóch dużych zwierząt, które wolnym krokiem zaczęły zbliżać się w moim kierunku, a ja nie wiedziałem czego się spodziewać: łoś, jeleń, byk? Wydygałem się nie na żarty, nie chciałem ryzykować spotkania z dzikim zwierzem, trzymając więc w ręku gaz przeciąłem jezdnie, cofnąłem się kilkaset metrów i na polu obok rozbiłem namiot. Było już po 3, a ja zasnąłem szybko po tym długim dniu, jutro Baku!

1 komentarz:

  1. Nieważne jak daleko pójdziesz, aby odnaleźć swoje miejsce. Może jedno, a może kilka - nigdy nie wiesz. Zostawiaj zawsze po drodze to, co najbardziej cenne: okruchy szczęścia w sercach innych ludzi. No i oczywiście spełniaj się, Jesteś wielki.

    OdpowiedzUsuń